Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1491

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Około dziewiątej noc zapadła; uważał, że czas wziąć się do roboty.
Trzeba się było najpierw zaopatrzyć w łopatę.
Musiała być jakaś w składzie ogrodu warzywnego.
Gerard zszedł i znalazł się naprzeciw stawu, który błyszczał w ciemności jak zwierciadło stalowe; potem wsunął się w uliczkę prowadzącą do ogrodu warzywnego i zaczął szukać potrzebnego narzędzia.
Skład zamknięty był na klucz.
Na szczęście było okno. Gerard podszedł do okna z zamiarem wybicia szyby, ale w tej chwili zatrzymał się przestraszony łoskotem, jaki może sprawić.
Nieszczęśliwy bał się wszystkiego. Stał więc niepewny z ręką na sercu.
Stracił tym sposobem kwadrans czasu.
Nareszcie przypomniał sobie, że ma dyament na palcu. Drogocenny kamień skrzypnął po szybie. Poczekał chwilę, popchnął szybę, wsunął rękę i otworzył okno.
Spojrzał dokoła by się zapewnić, że jest sam i skoczył do składu. Znalazł łopatę i powrócił tą samą drogą.
Wybiła godzina dziesiąta.
Przyszło mu na myśl, że powóz stojący przed bramą może zwrócić uwagę, skoro wszyscy wiedzieli, że dom jest niezamieszkały.
Postawił więc łopatę, udał się do bramy i poszedł do karczmy, chcąc dać polecenie dorożkarzowi, ażeby czekał na gościńcu Fontainebleau.
Przybywszy przed karczmę, spojrzał przez szybę. Zobaczył dorożkarza nad buteleczką, grającego w karty z wieśniakami.
Gerard miał wielką ochotę nie pokazywać się, bo mógł być poznanym, chociaż niezmiernie się odmienił od czasu wyjścia z Viry. Jednakże, ponieważ Barnaba nie mógł odgadnąć, że on stał za szybą i chciał z nim mówić, musiał przeto otworzyć drzwi i dać znać dorożkarzowi, ażeby do niego przyszedł.
Upłynął kwadrans nim się na to zdecydował.
Spodziewał się wciąż, że ktoś z karczmy wyjdzie że przez mego da znać Barnabie. Ale nikt nie wychodził. Uchylił nareszcie drzwi i zawołał drżącym głosem:
— Panie Barnabo!