Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doprawdy, nie.
— Czyż nie powiedziałaś, że Salvatora kochasz nad wszystko na świecie?
— Tak, powiedziałam i powtarzam; dlatego ci to sprawia przykrość?
— Kochać jego nad wszystko, nie znaczyż to kochać mnie mniej niż jego, Różo?
— Ciebie! mniej niż jego!... co ty mówisz, mój Ludowiku?... Ależ ja kocham Salvatora jak brata, jak ojca... kiedy ciebie...
— Kiedy mnie, Różo?... mówił młodzieniec, cały drżąc z rozkoszy.
— Kiedy ciebie, przyjacielu, kocham... jak...
— Jak?... Słucham, powiedz, Różo; jak kochasz mnie?
— Jak...
— Dokończ!
— Jak Wirginia kochała Pawła.
Ludowik wydał okrzyk radości.
— O! drogie dziecię! jeszcze! jeszcze! Powiedz mi różnicę, jaka zachodzi między miłością, którą masz dla mnie, a wszystkiemi innemi! powiedz mi cobyś uczyniła dla Salvatora! powiedz cobyś uczyniła dla mnie!
— Więc posłuchaj mnie, Ludowiku: gdyby naprzykład pan Salvator umarł, byłabym bardzo smutną, bardzo nieszczęśliwą, nie pocieszyłabym się nigdy... Ale gdybyś ty umarł... gdybyś ty umarł... to i jabym umarła!
— Różo! Różo! droga Różo! wykrzyknął Ludowik.
A spinając się na palce i przyciągając do siebie ręce dziewczyny, zdołał zbliżyć je do ust i ucałował.
Od tej chwili nastąpiła pomiędzy nimi wymiana nie już słów, nie dźwięków, lecz czystych i rozkosznych wzruszeń. Serca ich biły, oddech łączył się. Trudno byłoby powiedzieć tym biednym dzieciom, która jest godzina. Minuty płynęły tak rozkosznie... A jednak odgłos daleko słabszy niż dźwięk bijących dokoła zegarów, ocucił nagle Ludowika.
Róża kaszlnęła. Zimny pot przeszedł po czole młodzieńca. O! poznał on ten kaszel, z którym walczył i który zwyciężał z takim trudem.
— Przebacz! przebacz, najdroższa Różo! zawołał.
— Co ja ci mam przebaczyć, Ludowiku? zapytała.