Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i jak dobrze powiadasz, to sen: ty nie możesz sobie przypomnieć rzeczy, której ani widziałaś, ani słyszałaś.
— Może to sen, rzekła Róża smutno, ale w każdym razie widziałam we śnie bardzo piękny kraj.
I zapadła w głębokie a słodkie marzenie.
Ludowik pozostawił ją w tem marzeniu. Jednakże, ponieważ zdaniem jego marzenie to trwało zadługo:
— Więc Brocanta, rzekł, wystraszyła cię, biedne dziecko?
— Tak, szepnęła Róża, skinąwszy głową.
— Brocanta jest głupią, odezwał się Ludowik, ja sam ją skarcę.
— Ty? zapytała Róża ze zdziwieniem.
— Albo przez Salvatora, odrzekł młodzieniec nieco zakłopotany, bo on u was ma głos, nieprawdaż?
Zapytanie to do reszty wywiodło dziewczynę z marzeń.
— Oh! rzekła, wszystko co mamy należy do niego.
— Wszystko? Tak, wszystko: rzeczy i ludzie.
— Ty siebie nie zaliczasz ani do rzeczy, ani do ludzi spodziewam się, Różo? zapytał Ludowik.
— Przebacz mi, przyjacielu, odpowiedziała dziewczyna.
—Jak to! rzekł Ludowik, śmiejąc się, ty należysz do Salvatora, moja droga Różyczko?
— Niewątpliwie.
— Z jakiego tytułu?
— Czyż nie należymy do ludzi, których kochamy? Więc ty kochasz Salvatora?
— Więcej niż wszystkich.
— Ty!... wykrzyknął Ludowik z rodzajem zdziwienia które wyraziło się westchnieniem.
Rzeczywiście, to słowo kochać w ustach dziewczyny, stosujące się do kogoś innego, boleśnie ściskało serce Ludowika.
— Więc ty kochasz Salvatora więcej niż kogobądź na świecie? nalegał, widząc, że Róża mu nie odpowiada.
— Więcej! odrzekła.
— Różo! rzekł smutno Ludowik.
— Co ci jest, przyjacielu?
— Pytasz się co mi jest, Różo? zawołał młodzieniec, blizki wybuchnięcia płaczem.
— Pytam cię właśnie.
— Więc nie rozumiesz?