Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wart był pięćdziesiąt.
— Zapominasz, że już pożyczyłem dwadzieścia pięć tysięcy, by ci je przysłać.
Petrus głowę ukrył w rękach.
— Otóż przybyłem aby się zapytać, czy możesz mi pozostawić tę resztę, piętnaście tysięcy franków.
Petrus spojrzał na ojca wzrokiem przerażonym.
— Chwilowo tylko, mówił dalej kapitan, rozumie się, że gdy będziesz ich potrzebował później, zawsze możesz ode mnie zażądać.
Petrus podniósł głowę.
— Mów dalej ojcze, rzekł, a ciszej dodał:
— To moja kara.
— Ja mam taki plan, mówił kapitan, najmę albo kupię małą chatkę wpośród lasu; ty znasz moje życie, Petrusie; jestem stary myśliwiec, już dziś nie mogę się obyć bez strzelby i psów; polować będę od rana do wieczora. Jaka to szkoda, że ty nie jesteś myśliwym. Przyjechałbyś do mnie, polowalibyśmy razem.
— O! przyjadę, przyjadę, ojcze, bądź spokojny.
— Doprawdy?
— Przyrzekam ci.
— Dla mnie w polowaniu są dwie rzeczy: najpierw przyjemność polowania: powtóre, nie wyobrazisz sobie ilu ja ludzi moją strzelbą żywię.
— A! mój ojcze, zawołał Petrus, jakiżeś ty dobry! Potem, półgłosem: Jakiś ty wielki!
— Poczekaj, bo przychodzę do rzeczy, w której rachowałem na ciebie, drogi synu.
— Słucham cię, ojcze, słucham.
— Mam lat pięćdziesiąt siedm, oko jeszcze jasne, ramię silne, nogę wytrwałą, ale człowiek schodzi bardzo prędko po tej stronie góry, na której ja jestem. Za rok, za dwa, za dziesięć, oko może się zamącić, ramię osłabnąć, noga zwichnąć; wtedy, pewnego dnia możesz zobaczyć biednego staruszka, który powie do ciebie:
— To ja, Petrusie, jużem nie zdatny do niczego. Czy masz jaki kącik w domu, gdzie mógłbyś ojca posadzić? On zawsze żył zdała od tego, co kochał, nie chciał by tak umierać.
— O! mój ojcze, mój ojcze! wołał Petrus łkając, prawdaż to, że folwark sprzedany?