Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc rękę, nie sądziłem nigdy, żem zasłużył na taką życzliwość obywatela Moranda.
— Wątpisz o niej?... spytał Dixmer.
— Ja?... odpowiedział Maurycy, ani wierzę, ani wątpię, nie mam powodu do brania tego pod rozwagę: bywając w twoim domu, bywałem tam dla ciebie i dla twej żony, lecz nie dla obywatela Moranda.
— Nie znasz go... rzekł Dixmer; Morand to piękna dusza.
— Nie przeczę... powiedział z gorzkim uśmiechem Maurycy.
— Ale, ale... mówił dalej Dixmer, wróćmy do celu moich odwiedzin.
Maurycy skłonił się, jak ten, kto niema już nic więcej do powiedzenia i czeka.
— Mówisz więc, że zaczęły krążyć wieści?...
— Tak jest, obywatelu.
— No, mój kochany, mówmy szczerze. Dlaczego miałbyś tak uważać na nierozsądną paplaninę którego z próżnujących sąsiadów? Alboż to brak ci sumienia, a Genowefie uczciwości?
— Młodszym od ciebie... powiedział Maurycy, zaczynając dziwić się temu nastawaniu, dla tego podejrzliwem może okiem patrzę na wszystko. Oświadczam ci, że na sławie takiej, jak Genowefa kobiety, nie powinna ciężyć czcza gadanina próżnującego sąsiada. Pozwól więc, kochany Dixmer, zabraliśmy się do wyznawania, wyznajmy więc sobie jeszcze co innego.
— Co?... spytał Maurycy, rumieniąc się, cóż chcesz, abym ci jeszcze wyznał?
— Że ani polityka, ani wieści o częstem przebywaniu w domu moim nie skłoniły cię do zerwanai z nami stosunków.
— Cóż więc tedy?
— Tajemnica, której dociekłeś.
— Jaka tajemnica?... spytał Maurycy z wyrazem naiwnej ciekawości, który uspokoił garbarza.
— Ów interes, dotyczący kontrabandy, o którym dowiedziałeś się owego wieczoru, kiedyśmy cię w tak dziwny sposób poznali. Nigdyś mi nie przebaczył tej defraudacji i zarzucasz mi, że jestem złym republikaninem, bo w garbarni mojej używam produktów angielskich.