Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi w oczy podobne oszczerstwo; wyznaj raczej, że umyślnie szukasz kłótni ze mną.
— Kochany Dixmer, chciej wierzyć, że bardzo silne powody zniewoliły mnie do kroku, którego się dopuściłem.
— Rozumiem... przerwał Dixmer z udanym uśmiechem, w każdym jednak razie, list twój wcale inne przytacza powody, a te są prostym tylko pretekstem.
Maurycy namyślił się przez chwilę.
Tak jest, powody, które przytoczyłem, były tylko pretekstem.
Wyznanie to zamiast rozjaśnić, jakby owszem zachmurzyło czoło fabrykanta.
— Lecz nakoniec, jakiż jest istotny powód tego kroku?... spytał Dixmer.
— Nie mogę ci go wyjawić... odparł Maurycy; pewny jestem jednak, że gdybym to mógł uczynić, uznałbyś go za zupełnie słuszny.
Dixmer nalegał.
— A więc... zaczął znowu Maurycy, czując w sobie tem większą ulgę, im bardziej zbliżał się do prawdy, rzecz się ma tak oto: masz żonę młodą i ładną, mimo więc znanej powszechnie jej nieskażoności, zaczęto źle mówić o moich częstych u was odwiedzinach.
Dixmer lekko pobladł.
— Doprawdy?... rzekł; w takim razie, mój kochany Maurycy, mąż powinien ci podziękować za przykrość, jaką wyrządzasz przyjacielowi.
— Pojmujesz... mówił Maurycy, że nie jestem tyle nierozsądny, iżbym mniemał, że obecność moja może być niebezpieczna dla waszej spokojności, ale stać się może źródłem potwarzy, które im są niedorzeczniejsze, tem większą niestety zyskują wiarę!
— Nie miałżebyś u nas bywać, obywatelu! u nas, którzy szczerześmy cię pokochali?... powiedział Dixmer, biorąc i ściskając rękę młodzieńca.
Maurycy zadrżał.
— Morand... mówił dalej Dixmer, którego baczności nie uszło to zdarzenie, ale który nie dał nic poznać po sobie, Morand powtarzał mi kilka razy dziś rano: „czyń, co będziesz mógł, byłeś sprowadził kochanego Maurycego“.
— O! panie... rzekł Lindey, marszcząc brwi i usuwa-