Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że idzie ku niemu z uśmiechem na ustach. Poszedł naprzeciw niej z brwią zmarszczoną, bo biedne serce nasze, nawet na łonie szczęścia lubi się pogrążać w boleści.
Genowefa uśmiechając się ujęła rękę młodzieńca.
— Otóż jestem... powiedziała; przebacz mi, żeś czekał tak długo.
Odpowiedział skinieniem głowy i udali się czarującą, rozkoszną, cienistą, gęstą, aleją z której manowcami wyjść mieli na gościniec.
Maurycy milczał: Genowefa szła zamyślona i wyrywała kwiatki z bukietu, który trzymała w ręce lewej, wspartej na ramieniu Maurycego.
— Co pani jest?... zapytał nagle Maurycy, dlaczego pani taka dziś smutna?
Genowefa rzuciła nań słodkie swoje i poetyczne spojrzenie i odpowiedziała.
— Czy pan sam nie jesteś także smutniejszy dziś, niż zwykle?
— Ja?... odpowiedział Maurycy, ja mam powód do smutku, jam nieszczęśliwy, ale pani...
— Pan, nieszczęśliwy?
— Czy czasem choćby po drżeniu mego głosu nie domyślasz się pani, że cierpię? Czyż nieraz w ciągu rozmowy z panią, lub jej mężem, nie zrywam się nagle, zmuszony potrzebą zachwycenia świeżego powietrza, gdy mniemam, że pierś mi pęknie?
— Ależ... spytała zakłopotana Genowefa, czemu pan przypisujesz to cierpienie?
— Gdybym był małą pieszczoszką... odrzekł z bolesnym uśmiechem Maurycy, powiedziałbym, że mam słabe nerwy.
— A w tej chwili, czy cierpisz pan także?
— O! i jak jeszcze... odrzekł Maurycy.
— Więc wracajmy.
— Ah! prawda... szepnął młody człowiek, zapomniałem, że pan Morand ma wrócić wieczorem z Rambauilet i że to już właśnie i wieczór.
— Jesteś dziś okrutnie niesprawiedliwy, panie Maurycy; czyliż ie przepędziłam z tobą połowy dnia?
— To prawda... w istocie zbyt jestem wymagający... powiedział Maurycy, puszczając wodze swej porywczo-