Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w Temple ani nogą nie postanie.
— O!... mój Boże, — zawołał przerażony Tison — co też to mówicie?... Jakto?... nie zobaczą mej córki, aż chyba wyjdę?...
— I tobie odtąd wychodzić nie wolno — rzekł Santerre.
Tison popatrzył wkoło nie zatrzymując na żadnym przedmiocie błędnego swego wzroku i krzyknął nagle:
— Nie wolno wychodzić?... A kiedy tak, to wyjdę raz na zawsze!... Podaję się do dymisji; nie jestem ani zdrajcą, ani arystokratą, aby mnie więzić miano. Powiadam, że chcę stąd wyjść!
— Obywatelu — rzekł Santerre — słuchaj rozkazów Gminy, albo możesz tego pożałować. Zostań tu, bacz na wszystko, co się tu dzieje. Uprzedzam cię, że mają oko na ciebie.
Królowa sądząc tymczasem, że zapomniano o niej, przyszła nieco do siebie i znowu syna w łóżko położyła.
— Zawołaj tu swoją żonę — powiedział urzędnik do Tison’a.
Usłuchał nic nie mówiąc. Pogróżki Santerrea przemieniły go znowu w łagodnego baranka.
Żona Tison’a przybyła.
Zbliż się obywatelko... rzekł Santerre, wyjdziemy do przedpokoju, a ty tymczasem zrewiduj uwięzione.
— Słuchajno żono, odezwał się Tison, nie chcą już wpuszczać córki naszej do Tempie.
— Jakto?... nie chcą wpuszczać mojej córki?... Więc jej już widywać nie będziemy?...
Tison zwiesił głowę.
— I cóż ty na to?...
— Ja?... Poślę raport do rady w Temple, a rada zadecyduje. Tymczasem zaś...
— Tymczasem, dodała żona, będę się widywać z moją córką.
— Milcz!... zawołał Santerre, wezwano cię tu poto, abyś zrewidowała uwięzione, rób co ci każą, a potem zobaczymy...
— Ale... tymczasem...
— Ho, ho!... mruknął Santerre, marszcząc brwi; coś się tu psuje, jak uważam.
— Zrób żono, co każę generał obywatel, zrób to, żono; a potem słyszałaś, że zobaczymy...