Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przekonano się więc, że tylko umarły jest zbyteczny.
Wyniesiono go z sali.
Tych, którzy go przeżyli popchnięto ku drzwiom. W miarę, jak który przechodził wiązano mu w tył ręce...
Przez dziesięć minut żaden z tych nieszczęśliwych nie wymówił ani słowa.
Tylko kaci mówili i działali.
Maurycy, Genowefa i Lorin, nie mogąc się już trzymać za ręce, cisnęli się ku sobie, aby ich nierozłączono. Nakoniec wyprowadzono skazanych na dziedzinice.
Widowisko stało się przerażające.
Kilku zemdlało na widok śmiertelnych wozów, ceklarze pomagali im wsiadać.
Za wrotami jeszcze zamkniętemi słyszano głosy tłumu, a zgiełk okazywał, że stało tam ludzi wielu.
Genowefa dosyć mężnie wsiadła na wóz, Maurycy podtrzymał ją łokciem i sam czemprędzej wsiadł za nią.
Lorin nie śpieszył się. Wybrał sobie miejsce i usiadł po prawej stronie Maurycego.
Otworzono wrota; Simon stał w pierwszym szeregu widzów.
Dwaj przyjaciele poznali go, on także ich zobaczył. Wsparł się o słupek, obok którego miały przejeżdżać wszystkie trzy wozy.
Właśnie wyjechał pierwszy, w którym znajdowało sie troje przyjaciół.
— Dzień debry, piękny grenadjerze, odezwał się Simon do Lorina, zdaje mi się, że spróbujesz mojego nożyka...
— Tak... odrzekł Lorin, ale postaram się go niewyszczerbić, ażeby mógł z czasem i twoją skórę pokrajać.
I dwa następne wozy przejechały za pierwszym.
Okropne krzyki, oklaski, jęki i przekleństwa odezwały się wokoło skazanych.
— Odwagi!... Genowefo, odwagi!... szepnął Maurycy.
— O!... odpowiedziała młoda kobieta, ja tylko żałuję, że nie mam rąk wolnych, że przed śmiercią nie mogę cię uścisnąć.
— Lorinie... rzekł Maurycy, poszukaj w kieszeni mojej kamizelki, znajdziesz tam scyzoryk.
— O! do pioruna... rzekł Lorin, a dawaj go! To mnie już upokarzało, że jadę na śmierć związany jak cielę.
Maurycy podsunął kieszeń do rąk przyjaciela.