Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

knięto... przywołaj żandarma, który widział, jak wychodziłeś. Ja będę prawdziwym skazanym, ja który umrzeć powinienem; ale ty!... błagamy cię, przyjacielu, spraw niech umieramy w radosnem przekonaniu, że żyć będziesz dla zachowania nas w pamięci... Lorinie!... błagamy cię!... póki czas!...
Genowefa na znak prośby złożyła obie ręce.
Lorin wziął je i ucałował.
— Powiedziałem nie, zatem nie, rzekł Lorin stanowczo. Nie wspominajcie mi więcej o tem, albo naprawdę będę myślał, że wam przeszkadzam.
— Czternastu... powtórzył Samson, a jest ich tutaj piętnastu!
I podnosząc głos, dodał:
— Czy jest tu kto! któryby mógł udowodnić, że się tutaj dostał przez omyłkę?
Może które usta otworzyły się, chcąc odpowiedzieć na to pytanie, ale zaraz się zamknęły, nie wymówiwszy ani słowa; ci którzyby kłamali, wstydzili się kłamstwa, ten zaś, któryby mógł powiedzieć prawdę mówić nie chciał.
Przez kilka minut trwało milczenie, w ciągu którego pomocnicy odbywali swą złowrogą powinność.
— Obywatele!... jesteśmy gotowi!... głuchym i uroczystym głosem wyrzekł stary Samson.
Na ten głos odpowiedziało kilka łkań i kilka jęków.
— O!... zawołał Lorin.

Jakżesz to pięknem jest,
Gdy się za kraj umiera!

— Tak, kiedy się w istocie dla Francji umiera: ale ja zaczynam teraz wierzyć, że my nie dla niej umieramy, lecz dla przyjemności tych, którzy na śmierć naszą patrzą. Na honor, Maurycy, podzielam twoje zdanie, już i mnie także się sprzykrzyła ta rzeczpospolita.
— Apel!... rzekł stojący we drzwiach komisarz.
Kilku żandarmów weszło do sali i pozamykało wszystkie wyjścia.
Odczytano listę skazanych.
Maurycy, słyszał w czasie sądu nazwisko skazanego, który nożem Lorina odebrał sobie życie i odpowiedział, gdy go wywoływano.