Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ LII.
DALSZY CIĄG POPRZEDZAJĄCEGO

Cała ta scena przesunęła się przed wzrokiem Maurycego jakby fantastyczne zjawisko. Oparty na rękojeści szabli, której nigdy nie opuszczał, widział, jak przyjaciele jego wpadają w otchłań, która już nigdy ofiar swych nie oddaje, i pytał sam siebie, dlaczego on, towarzysz tych nieszczęśliwych, czepia się jeszcze brzegów tej otchłani i stawia opór odmętowi, który go wraz z niemi porywa?
Lorin, przeskakując kratki, dostrzegł ponurą i szyderczą twarz Dixmera.
Genowefa, jak opowiedzieliśmy, pochyliła się ku niemu, skoro przy niej usiadł.
— Mój Boże!... rzekła, czy wiesz pan, że Maurycy jest tutaj?
— Gdzie?
— Nie patrz pan na niego odrazu, bo mógłbyś go tem zgubić.
— Bądź pani spokojna.
— Stoi za nami, przy drzwiach. Ileż cierpieć będzie, skoro nas skarżą na śmierć.
Lorin ze współczuciem spojrzał na młodą kobietę.
— Skażą nas niewątpliwie... rzekł. — Zbyt okropnie łudziłabyś się pani, gdybyś miała jeszcze jaką nadzieję.
— O mój Boże!... rzekła Genowefa. Biedny przyjaciel sam jeden pozostanie na świecie!
Lorin zwrócił się ku Maurycemu, a Genowefa, nie mogąc również oprzeć się podobnej pokusie, szybkie w jego stronę rzuciła spojrzenie.
Maurycy patrzył na nich, rękę trzymając na sercu.
— Jeden jest sposób ocalenia pani... powiedział Lorin.