Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny nie zginie; a pan jeżeli co złego zrobisz, tem gorzej dla pana.
— Wyborny z ciebie filozof, nic cię nie obchodzi, ale do rzeczy, kiedyż przedstawisz mnie ojcu Ryszardowi?
— Choćby i dziś jeszcze, jeżeli pan chcesz.
— I owszem. Któż ja jestem.
— Mój kuzyn Mardocheusz.
— Mardocheusz, zgoda; podoba mi się to linię. Jakiż mój stan?
— Białoskórnik.
— O której godzinie mnie zaprowadzisz?
— Za pół godziny, jeżeli pan chcesz.
— Zatem o godzinie dziewiątej.
— A kiedy dostanę pieniądze?
— Jutro.
— Gospodyni już idzie z winem.
— Więc dziś wieczorem, naprzeciw Conciergérie.
— Dobrze.
Patrjota zapłacił i wyszedł.
We drzwiach piorunującym głosem zawołał:
— Hej! obywatelko! kotlety z korniszonami! prędzej! bo mój kuzyn Grakchus umiera z głodu.
— Poczciwy Mardocheusz! — rzekł odźwierny, kosztując wina, które mu nalała gospodyni i robiąc do niej słodkie oczy.