Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszakże mam żonę tak jak i ty, ojcze Ryszard?... — rzekłem.
— Na szczęście ona mi przyszła w pomoc wyrzucając mężowi, że ma złe serce, Wtedy ojciec Ryszard rzekł do mnie: „No! Obywatelu Grakchusie, porozum się z kim ze swych przyjaciół, może cię zastąpi i pożyczy ci cokolwiek na rachunek twej pensji. Przedstaw mi go, a przyrzekam ci, że go przyjmę“. Wyszedłem więc, mówiąc: Dobrze, ojcze Ryszard, pójdę, poszukam.
— Dobrze, — rzekł patrjota, — roztropny z ciebie chłopak.
— I to tak roztropny, że pomimo pańskich pięknych obietnic, nie ukrywam wcale, do czego nas to wszystko doprowadzi. Czy pan się tego nie domyślasz?
— Wcale.
— Tu chodzi o nasze głowy.
— Nie turbuj się o moją.
— Wyznam panu szczerze, że pańska mniej mnie obchodzi, niż moja własna.
— A jeżeli ja ją cenię dwa razy tyle co warta?...
— E! mój panie, głowa to rzecz nieoceniona.
— Ale nie twoja.
— Jakto! nie moja?
— Przynajmniej w tej chwili.
— Co pan przez to rozumiesz?
— Rozumiem, że twoja głowa nie warta ani szeląga, bo gdybym ja naprzykład był agentem komitetu bezpieczeństwa, jutro byłbyś gilotynowany.
Odźwierny tak szybko obrócił się, że aż pies zaszczekał na niego. Blady był jak trup.
— Nie obracaj się i nie blednij, — rzekł patrjota, — owszem kończ spokojnie zupę; ja cię nie wyciągam na słówka jak agent, mój przyjacielu. Zaprowadź mnie do Conciergérie, osadź na swojem miejscu, daj mi klucze, a jutro wypłacę ci pięćdziesiąt tysięcy liwrów w złocie.
— I to prawda?
— O! czyż możesz wątpić, skoro ci moją głowę daję za kaucję?
Odźwierny namyślał się przez kilka chwil.
— Ha! zgoda, mój panie, niech będzie, co chce. Jestem biedne człowieczysko; nie wdaję się w politykę Francji i beze mnie było jej zawsze dobrze, to i teraz z mojej wi-