Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na nią; Marja-Antonina usłyszała, jak skrzypnął ten sprzęt przesunięty po podłodze, ale nie podniosła głowy.
Siedziała tak, że żandarmi mogli widzieć zupełnie jej głowę w porannem świetle.
Gilbert dał znak koledze, aby spojrzał wraz z nim przez otwór.
Dufresne się zbliżył.
— Patrz... — rzekł Gilbert pocichu; aż strach! takie ima czerwone oczy, że chyba chora, a może płakała.
— Wiesz dobrze... — odrzekł Dufresne, — że Wdowa Kapet nigdy nie płacze; Ona na to zanadto dumna.
— No, to chyba chora... — podjął znowu Gilbert i dodał głośno:
— Obywatelko Kapet, czyś czasem nie chora?...
Królowa zwolna podniosła oczy, a jasne i badawcze spojrzenie jej padło na obu tych ludzi.
— Panowie do mnie co mówicie?... — spytała pełnym słodyczy głosem, bo sądziła, że w mówię tego, który ją zagadnął, odzywa się jakieś współczucie.
— Tak, obywatelko, do ciebie... — podjął znowu Gilbert, — pytamy, czy nie jesteś chora?
— Dziękuję wam, moi panowie. Nie, chora nie jestem, ale mocno cierpiałam dzisiejszej nocy.
— A! tak, prawda... masz troski.
— Nie, panowie, troski moje są zawsze te same, religja nauczyła mię składać je u stóp krzyża, nie z ich powodu bardziej cierpiałam dzisiaj, niż wczoraj; alem nie spała dzisiejszej nocy.
— O! zapewne dlatego, że wnowem mieszkaniu, na nowem łóżku.. — rzekł Dufresne.
— I w niekoniecznie pięknem mieszkaniu... — wtrącił Gilbert.
— Nie, moi panowie... — odrzekła królowa, zwieszając głowę. — Czy mieszkanie moje brzydkie czy piękne, to mi zupełnie obojętne.
— Więc dlaczegóżeś nie spała?
— Przepraszam, że to panom powiedzieć muszę; ta woń tytoniu, którą i teraz jeszcze czuć od pana, bardzo mi dokucza.
W rzeczy samej, Gilbert palił fajkę, jak zwykle.
— A mój Boże... — zawołał zmieszany łagodną mową królowej.