Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niech nawet popęłnię może zbrodnię, bo skoro ją znajdę, czuję, że ją zabiję.
— Albo do nóg jej upadniesz. O! Maurycy! Maurycy zakochany w arystokratce!... nigdybym temu nie uwierzył.
— Dosyć, Lorin, błagam cię!
— Maurycy, ja cię wyleczę z tej choroby, albo mnie dja bli porwą. Nie chcę, abyś wygrał na loterji. szanownej gilotyny. Strzeż się, Maurycy, bo mnie oburzysz, bo zrobisz ze mnie krwiożercę, Maurycy, ja uczuwam potrzebę podpalenia wyspy świętego Ludwika; dajcie mi pochodnię, albo lont!
Maurycy westchnął, i obaj przyjaciele udali się na ulicę św. Jakóba.
Im bardziej zbliżali się ku celowi, słyszeli coraz większą wrzawę, widzieli coraz większe światło, słyszeli śpiewy, które, wśród białego dnia, przy blasku słońca, w atmosferze walki, wydawałyby się hymnem bohaterów, lecz teraz, w nocy, przy blaiku pożogi, nabierały pewnego brzmienia uczt kannibalowych.
— O! Boże! Boże!... zawołał Maurycy, zapominając, że wówczas we Francji i w Boga nawet nie wierzono.
I szedł dalej potem zlany.
Cały Paryż zdawał się dążyć ku widowni dopiero opowiedzianych wypadków. Maurycy przebijać się musiał przez kolumnę grenadjerów, szeregi sekcjonistów, wreszcie przez stłoczone tłumy pospólstwa, zawsze burzliwego i chciwego wrażeń, które w owej epoce, wyjąć, biegło z widowiska na widowisko.
W miarę jak się zbliżał, uniesiony wściekłą niecierpliwością, przysparzał kroku. Lorin zaledwie mógł za nim zdążyć, lecz zbyt go kochał, iżby go miał w tej chwili opuszczać.
Wszystko prawie skończyła się i z szopy pod którą żołnierz rzucił swą zapaloną pochodnię, ogień przeniósł się do drewnianych warsztatów, zbudowanych z desek; spaliły się wyroby i teraz już gorzały budynki mieszkalne.
Maurycy nie odpowiedział nic, ale dał sobą powodować. Dwaj przyjaciele w milczeniu przybyli aż do drzwi mieszkania Maurycego.
Właśnie gdy Maurycy wysiadał z dorożki, usłyszał, że zamknięto okno od jego pokoju.