Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę aż wierzyć, obywatelu prezesie!... — zawołał Maurycy i czytał dalej:
„Rysopis kawalera de Maison-Rouge: 5 stóp i 3 cale, włosy blond, oczy niebieskie, nos równy, broda ciemnobrunatna, głos miły, ręce małe... trzydzieści pięć do sześciu lat wieku“.
Przy czytaniu tego rękopisu wspomnienie jak błyskawica przemknęło przez umysł Maurycego: przypomniał sobie owego młodzieńca, który elegantami dowodził, który wczoraj jego i Lorina uratował, natarłszy na marsylczyków.
— I cóż, Maurycy!... — spytał prezes, cóż teraz na to powiesz?
— Powiem, że wierzę ci, obywatelu... — odrzekł Maurycy, smutnie rozmyślając.
— Nie narażaj więc tak swej popularności, mój Maurycy... — mówił dalej prezes. — Popularność dziś stanowi życie. Niepopularności strzeż się! Rzucono na ciebie podejrzenie o zdradę, a obywatela Maurycego Lindey nikt o nią posądzić nie powinien.
Maurycy nie mógł nic zarzucić tym zasadom, które sam podzielał. Podziękował staremu przyjacielowi i wyszedł z sekcji.
— A!... — rzekł, westchnąwszy, — odpocznijmy nieco, dosyć już tych podejrzeń i walk. Pójdźmy cieszyć się pokojem, niewinnością i radością; pójdźmy do Genowefy.
I udał się na starą ulicę św. Jakóba.
Wbrew zwyczajowi służący nie chciał go wpuścić.
— Powiedz, żem przyszedł... — rzekł niespokojny Maurycy, — a jeżeli Dixmer nie może przyjąć mnie, natychmiast odejdę.
Służący udał się do małego pawilonu; Maurycy zaś pozostał w ogrodzie.
Zdało mu się, że coś zajść musiało w tym domu. Rzemieślnicy porzuciwszy robotę, niespokojni przebiegali ogród.
Sam Dixmer przyszedł aż do drzwi.
— Pójdź... — rzekł — pójdź, kochany Maurycy, ty nie należysz do tych, przed którymi drzwi zamykamy.
— Cóż się stało?... — spytał młodzieniec.
— Genowefa jest cierpiąca... — rzekł Dixmer — i bardziej niż cierpiąca, bo nawet wpadła w malignę.