Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niepodobna!...
— Nie, obywatelu; to nie bajka, to prawda najszczersza, bo mi ją opowiadał obywatel odźwierny. Arystokraci wykopali minę, mina ta szła z ulicy Corderie i ciągnęła się aż do piwnicy pod chatką obywatelki Plumeau, którą o mało co nie posądzono o wspólnictwo. — Wszak znasz obywatelkę Plumeau?
— Znam... — rzekł Maurycy, ale cóż dalej?
— Wdowa Kapet uciec miała przez to podziemie. Już nawet stanęła na pierwszym stopniu. Wtem obywatel Simon schwycił ją za suknię. Słuchaj, biją na alarm w mieście i nawołują. Słyszysz ten bęben, obywatelu? Mówią, że Prusacy są w Damartin, że rekonesanse posunęli aż pod rogatki.
W pośród tego napływu wiadomości prawdziwych, fałszywych, i niedorzecznych, Maurycy doszedł prawie po nici do kłębka. Wszystkiego przyczyną był ów goździk podany królowej w jego oczach, a kupiony przez niego u nieszczęśliwej kwiaciarki. Goździk zawierał w sobie cały plan spisku, który wybuchł mniej więcej tak, jak opowiedział Agezilaus.
W tejże chwili zbliżył się odgłos bębna i Maurycy usłyszał, jak wołano na ulicy:
— Wielki spisek odkryto w Tempie przez obywatela Simon! Wielki spisek na rzecz wdowy Kapet odkryto w Tempie!
— Tak... — rzekł Maurycy, — wszystko to jest, widzę, prawda. A Lorin w pośród takiego uniesienia ludu, poda może rękę tej dziewczynie, o! nieszczęśliwy rozsiekają go w kawałki!...
Maurycy porwał kapelusz, zapiął sprzączki u pałasza i w kilku podskokach już był na ulicy.
— Gdzie on?... — zapytał sam siebie; — zapewne poszedł do Conciengerie.
I pobiegł wybrzeżem.
Na końcu wybrzeża de la Mégisserie ujrzał bagnety i dzidy, wystające z pośrodku licznego tłumu; zdało mu się, że poznaje mundur gwardzisty w tem zbiegowisku. Pobiegł z ściśnionem sercem ku rzeszy, zalegającej brzeg rzeki.
Tym gwardzistą wśród tłoczącego się tłumu marsylczyków był Lorin, blady, z zaciśniętemi zębami, groźnem