Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maurycy otworzył okno i posłał mu smutne pożegnanie. Lorin zawrócił na drugą ulicę, ale idąc, oglądał się, i za każdym razem jakąś magnetyczną powodowany sympatją, patrzył się i uśmiechał.
Gdy znikł na rogu wybrzeża, Maurycy zamknął okno, rzucił się na krzesło i wpadł w ów rodzaj ospałości, która u ludzi silnej duszy i silnej organizacji, stanowi przeczucie wielkich nieszczęść, podobną bowiem jest do ciszy, burzę poprzedzającej.
Z marzenia tego, a raczej z tego uśpienia wyrwał go dopiero służący, który powrócił z miasta z wesołą miną, co znaczyło, że pała niecierpliwością opowiedzenia panu nowin, jakie pozbierał.
— Czego chcesz?... — zapytał niedbale Maurycy; — mów, jeśli masz co do powiedzenia.
— O!... obywatelu, odkryto znowu spisek.
Maurycy wzruszył ramionami.
— Spisek, na wspomnienie którego włosy na głowie po wstają... — mówił dalej Agezilaus.
— Doprawdy?... — odpowiedział spokojnie Maurycy, jak człowiek, który słyszał na dzień o trzydziestu przynajmniej spiskach, jak to było w owej epoce.
— Tak, obywatelu... — odrzekł Agezilaus; — aż człowiek doprawdy truchleje! Na samo wspomnienie dreszcz przejmuje prawdziwego patrjotę.
— Cóż to za spisek znowu — zapytał Maurycy.
— Austrjaczka o mały włos nie uciekła.
— Ba!... — rzekł Maurycy, zaczynając pilnie uważać.
— Zdaje się... — ciągnął Agezilaus, — że wdowa Kapet miała stosunki z Heloizą Tison. która dziś ma być gilotynowana. Ale nie wykradła jej nieszczęśliwa.
— A jakież stosunki miała królowa z tą dziewczyną?.. — spytał Maurycy, czując, że mu pot występuje na czoło.
— Wystaw sobie, obywatelu, że jej w kwiatku, w goździku, przesłano cały plan wykradzenia.
— W goździku!... i któż to taki?
— Kawaler de... Czekajno obywatelu... Ot dobrze znane nazwisko... ale ja go zawsze zapominam... Kawaler z jakiegoś zamku... O! jakiż ja głupi! już teraz przecie nie ma zamków... Kawaler...
— De Maison-Rouge...
— Tak! tak!