Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ujawniał swoją w dziwaczny sposób, przez stłumione westchnienia, głośne wybuchy śmiechu i miotanie straszliwych żartów na przechodniów.
O dziewiątej przybyli do Temple.
Santerre przywołał urzędników.
— Kto jest ta piękna obywatelka, zapytał Santerre Maurycego, i poco tu przybyła?
— Jest to małżonka dzielnego obywatela Dixmer, słyszałeś zapewnie o tym patrjocie, obywatelu jenerale?
— Znam go, znam, przerwał Santerre, właściciel zakładu garbarskiego i kapitan strzelców sekcji Wiktora.
— Tak.
— Ale na honor, co to za ładna osoba. A kto jest ten koczokodan, co ją trzyma pod rękę.
— Obywatel Morand, wspólnik męża, strzelec w kompanji Dixmera.
Santerre przystąpił do Genowefy.
— Dzień dobry, obywatelko, powiedział.
— Dzień dobry, obywatelu generale, z wysileniem, uśmiechając się, odrzekła Genowefa.
Santerrowi pochlebił i uśmiech i tytuł.
— Pocóż tu przyszłaś, piękna patrjotko? — dodał.
— Obywatelka, odezwał się Maurycy, nie widziała nigdy wdowy Kapet i pragnęłaby ją obaczyć.
— Zanim... — rzekł Santerre, i zrobił okropne poruszenie.
— Rzeczywiście, odpowiedział Maurycy zimno.
— Dobrze, — rzekł Santerre, — staraj się tylko, aby jej nie widziano, jak będzie wchodzić do wieży, byłby to zły przykład, zresztą zdaję się na ciebie.
Oświadczywszy to, Santerre, uścisnął znowu dłoń Maurycego, skinął przyjaźnie i protekcjonalnie głową Genowefie i poszedł zająć się innemi obowiązkami.
W dziesięć minut później, Genowefa i Morand w towarzystwie trzech urzędników weszli i zajęli miejsce za drzwiami szklanemi.