Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zostaw mnie, Lorinie, ja nie mogę, ani nie chcę wyjść, leżę w łóżku i na krok się z domu nie ruszę.
Lorin, podrapał się po uchu.
— Dobrze!... — rzekł — pojmuję co to znaczy.
— Cóż pojmujesz?...
— Że czekasz na boginię Rozumu.
— Na honor!... — zawołał Maurycy, — dowcipni przyjaciele są zawsze zbyt dokuczliwi, idźże sobie, albo cię przeklnę wraz z twoją boginią.
— Przeklinaj, przeklinaj...
Maurycy podnosząc w górę obie ręce miał właśnie to uczynić, gdy wtem przerwał mu wchodzący jego oficjalista z listem do obywatela brata.
— Obywatelu Agezilausie... — rzekł Lorin — w złą chwilę przybywasz, twój pan miał być właśnie przewybornym...
Maurycy opuścił rękę i mimowolnie po list sięgnął, zaledwie go dotknął, zadrżał i zaczął pożerać wzrokiem pismo i pieczątkę, którą rozerwał blednąc, jakby mu się słabo robiło.
— Oho!... — mruknął Lorin... — interes wyjaśnia się, jak widzę.
Maurycy nic nie słyszał, całą duszą czytał kilka wierszy listu Genowefy, a przeczytawszy po raz drugi, trzeci i czwarty, otarł czoło i błędnym wzrokiem spojrzał na Lorina.
Maurycy po raz piąty odczytał list Genowefy i nowy rumieniec przebiegł mu po twarzy. Wyschłe oczy napełniły się łzami, głębokie westchnienie pierś mu rozszerzyło, potem nagle, zapominając, że chory, że osłabiony, wyskoczył z łóżka.
— Moje suknie!... — zawołał na zdumiałego sługę, — podaj mi moje suknie, kochany Agezilausie!.. Ach... biedny mój Lorinie, od trzech dni na ten list oczekiwałem. Ale, prawdę mówiąc, wcale go się nie spodziewałem. Tak, tak, spodnie białe, koszula z żabotami, fryzuj mnie i gol natychmiast.
Sługa jak mógł najspieszniej wykonał wszystkie te rozkazy.
— O!... zobaczę ją znowu, zobaczę!... — wołał młodzieniec. — Lorinie!... doprawdy nie wiedziałem dotąd, co to jest szczęście!...