Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mitującego środka ku przywróceniu porozumienia pomiędzy tobą, a panem Maurycym?
— Kompromitującego, mówisz? przeciwnie, jest to środek bardzo naturalny.
— Nie dla mnie, mój przyjacielu.
Dixmer od kilku chwil gniotący chustkę w ręku, otarł pot z czoła.
— Tak jest... — rzekł — dlatego też dziwi mnie on tem mocniej.
— O Boże!... — rzekła Genowefa, — czyż podobna, Dixmer, abyś nie pojmował powodów mojego uporu i koniecznie zmuszał mnie do mówienia?
I słaba, przywiedziona do ostateczności kobieta, zwiesiła głowę na piersi a ręce opuściła.
Dixmer po gwałtownym na samym sobie wysileniu, ujął rękę Genowefy, zmusił ją, by podniosła głowę i patrząc jej w oczy, wybuchł śmiechem, który zapewne byłby się wydał Genowefie zbyt przymuszonym, gdyby mniej była wzruszona.
— Widzę teraz, o co chodzi... — rzekł — i przyznaję, że masz słuszność. Byłem ciemny. Mimo całego rozsądku twego, kochana Genowefo, mimo całej twej wyższości, uwiodłaś się bagatelką; bałaś się, aby cię Maurycy nie pokochał...
Genowefa uczuła, że śmiertelne zimno wciska się jej do serca. Ta ironja męża o miłości, jaką Maurycy powziął ku niej, o miłości, której gwałtowność aż nadto dobrze ocenić mogła, znając charakter młodego człowieka, o miłości nakoniec, którą w głębi serca podzielała, jak ją o tem przekonywały głuche wyrzuty, ta, mówimy, ironja w osłupienie ją wprawiła. Nie mogła wznieść oczu na męża, czuła, że nie zdoła mu odpowiedzieć.
— Wszak zgadłem?... — zaczął znowu Dixmer. — No!... uspokój się Genowefo, znam ja Maurycego; dziki ten republikanin prócz miłości Francji, żadnej innej w sercu swem nie żywi.
— Panie... — zawołał Genowefa — czyś przekonany o tem, co mówisz?...
— Ależ!... bezwątpienia — przerwał Dixmer, — gdyby cię kochał Maurycy, zamiast poróżnienia ze mną, byłby owszem podwoił starania około dogadzania temu, którego oszukać zamierzał. Gdyby Maurycy kochał cię, nie