Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

różniliśmy się ze sobą. Unikałby zapewne rozmowy ze mną.
— Sądzą, mój przyjacielu... — odpowiedziała Genowefa, — że trochę przesadzasz, zbliżenie się ku niemu, nie byłoby takie trudne. Może panu Maurycemu nie podobało się bywać u nas, może ma jakie czcze powody nie widywania się z tobą, lecz mimo to nie jest on naszym nieprzyjacielem. Oziębłość nie wyzuwa grzeczności, gdyby spostrzegł, że idziesz ku niemu, pewna jesttem, że byłby się zbliżył do ciebie.
— Genowefo... — powiedział Dixmer — my więcej niż grzeczności chcieliśmy żądać od Maurycego, chcieliśmy dowodu prawdziwej, szczerej przyjaźni. Przyjaźń ta zerwana została, z tej więc strony niema już żadnej nadziei.
Mówiąc to Dixmer westchnął głęboko, a czoło jego zwykle wypogodzone i gładkie, smutnie się sfałdowało.
— Ależ... — bojaźliwie rzekła Genowefa, — jeżeli mniemasz, że pan Maurycy tak jest potrzebny waszym zamiarom...
— Prawdę mówiąc... — odpowiedział Dixmer — wątpię, aby się bez jego pomocy udało.
— Czemuż więc nie spróbujesz zbliżyć się znowu do obywatela Lindeya?
Zdawało się Genowefie, że wymieniając Maurycego po nazwisku, brzmienie jej głosu nie było tak czułe, jak gdy go wspominała po imieniu.
— Nie, nie!... — odpowiedział Dixmer, zwieszając głowę, — nie, czyniłem co mogłem, nowy krok z mojej strony dziwnieby wyglądał i mógłby obudzić w nim podejrzenie; a potem, moja Genowefo, ja dalej niż ty patrzę w tym interesie; w sercu Maurycego jest pewna rana...
— Rana?... — spytała mocno wzruszona Genowefa. — Dla Boga! przyjacielu! tłumacz się jaśniej!
— Oto, moja Genowefo, zapewne i ty jesteś przekonana, że powodem zerwania naszego zobywatelem Lindey, nie jest kaprys prosty...
— Czemuż więc przypisujesz to zerwanie?...
— Może dumie... — odpowiedział żywo Dixmer.
— Dumie?...
— Tak jest, poczciwy ten paryżanin i pół arystokrata, kryjący przesądy pod płaszczem patrjotyzmu, tyle potężny w swej sekcji, klubie i municypalności republikanin —