Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niepodobniejsza, pochyliła głowę, ucałowała jeden zwiędły gwoździk i zapłakała.
Mąż wszedł w chwili, gdy ocierała oczy.
Ale Dixmer tak był własnemi pochłonięty myślami, iż nie odgadł bynajmniej bolesnego przesilenia, jakiemu tylko co, uległa jego żona, nie dostrzegł oskarżające ją czerwoności jej oczu.
Co prawda, Genowefa spostrzegłszy męża, żywo powstała i pobiegła ku niemu tak, aby w półcieniu plecami do okna obróconą była:
— I cóż?... zapytała.
— A cóż! nic nowego; niepodobna się zbliżyć do Niej, niepodobna nic jej wręczyć; niepodobna jej nawet widzieć.
— Co?... zawołała Genowefa, mimo takiego hałasu w całym Paryżu!
— Właśnie ten hałas przeklęty podwoił baczność czuwających; obawiano się, aby korzystając z powszechnego zamętu, nie odważył się kto uczynić zamachu na Tempie i w chwili, gdy Najjaśniejsza Pani wyjść miała na wieżę, Santerre wydał rozkaz, aby nie wypuszczano ani królowej, ani księżnej Elżbiety, ani córki królewskiej.
— Biedny kawaler, musiało go to bardzo zasmucić.
— Wpadł w rozpacz, widząc, że tak dzielną tracimy sposobność. Zbladł tak, żem go musiał odprowadzić na bok, aby się nie zdradził.
— A nie mieliżeście w Temple... spytała bojaźliwie Genowefa, żadnego znajomego urzędnika?
— Miał być jeden, ale nie przyszedł.
— Który?
— Obywatel Maurycy Lindey... rzekł Dixmer, zmuszając się do obojętności.
— Dlaczegóż nie przyszedł?... — spytała znowu Genowefa, czyniąc to samo wysilenie.
— Bo chory.
— Chory?
— Tak jest i to dosyć nawet mocno chory, mimo, że dobrym jest patrtjotą, musiał innemu kolej swoją odstąpić.
— Szkoda.
— A toć choćby tam i był nawet Genowefo... — przerwał Dixmer, — na nicby mi się to niezdało, bo przecie po-