Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Być może.
— O! niech pana Bóg błogosławi za tę dobrą, nowinę! — zawołała Helena, ściskając ręce nieznajomego.
— Drogie dziecię! — szepnął wzruszony.
— Ale jeżeli on żyje — zaczęła z powątpiewaniem Helena — czemu tak długo nie dowiadywał się o córkę
— Co miesiąc miewał wiadomości o tobie i choć oddalony, czuwał nad tobą, Heleno!
— A jednak — odparła z lekkim wyrzutem Helena — od lat szesnastu nie widział mnie wcale!
— Wierzaj mi — przekładał nieznajomy — że tylko bardzo ważne względy mogły go zmusić do wyrzeczenia się tego szczęścia.
— Wierzę ci panie, a nie moja to rzecz sądzić ojca.
— Nie, ale twoja rzecz przebaczyć mu, jeżeli on sam siebie obwinia.
— Przebaczyć mu? — powtórzyła zadziwiona Helena.
— Tak, a że on sam nie może prosić cię o przebaczenie, więc ja przyszedłem w imieniu jego prosić o nie.
— Nie rozumiem pana — odparła Helena.
— Posłuchaj mnie zatem — zaczął nieznajomy. — Ale najpierw podaj mi rękę.
Nastąpiła chwila milczenia, jakby nieznajomy usiłował zebrać myśli, a potem zaczął w te słowa:
— Twój ojciec był dowódcą jednego z oddziałów w armii nieboszczyka króla, w bitwie