Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdjął z szyi gruby łańcuch złoty, ozdobiony liliami z brylantów i włożył go na szyję królowej, która łagodnie uchyliła głowy i dar ten przyjęła; poczem jeźdźcy, spiąwszy konia ostrogą, galopem popędzili dalej. W tej-że samej chwili prawie nadbiegli ks. de Touraine i ks. de Bourbon, a zdala widząc, jak dwaj obcy ludzie rzucili się ku królowej, wstrząsali mieczami, wołając:
— Śmierć, śmierć zdrajcom!
Tłok tak był wielki, że nie było możności umknąć dwom nieznajomym śmiałkom, którzy z wielkim trudem usiłowali się przedostać ku ulicy Saint Dénis. Wszyscy byli w oczekiwaniu strasznej jakiejś katastrofy, gdy królowa, widząc na co się zanosi — podniosła się napoły w lektyce i wyciągając rękę ku swemu szwagrowi, zawołała:
— Mości książę, co czynić zamierzacie!?... To król!...
Dwaj książęta stanęli jak wryci, potem, drżąc z obawy, aby nie stało się co złego ich panu i władcy, podnieśli się na strzemionach i, wyciągając miecze z gestem rozkazującym nad głowy tłumu, wykrzyknęli głosem wielkim:
— To król! Mości panowie!
Następnie, zdejmując czapeczki, zawołali:
— Cześć i sława królowi!
Król, gdyż rzeczywiście był to Karol VI we własnej osobie, który siedział na koniu za J. M. panem Karolem de Savoiry, odpowiedział na ten okrzyk, spuszczając swój kaptur, a lud po długich włosach ciemnych, po niebieskich oczach, po ustach zbyt może dużych, lecz odchylających prześliczne zęby, po elegancyi ruchów, a głównie po łagodności i uprzejmości rozlanej w całej postawie, z łatwością mógł poznać swego władcę, któremu mimo nieszczęść, jakie dotknęły Francyę podczas je-