Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go panowania, pozostawił przydomek „ukochanego“, nadany mu przy samem wstąpieniu na tron.
Wówczas rozległy się ze wszech stron okrzyki: „Noel!“ Koniuszowie i paziowie zaczęli powiewać chorągwiami swoich panów, damy swemi szarfami i chustkami. Potem olbrzymi wąż ten, który wił się przez całą długość ulicy Saint-Dénis, niby w wielkim wąwozie, zdawał się z podwojonem życiem; od ogona ku głowie ściągać swe zbite, różnokolorowe pierścienie, gdyż każdy chciał ujrzeć króla. Ale Karol VI, korzystając ze sposobności, wymknął się, przepuszczony z uszanowaniem, należnem majestatowi monarchy, jedną z bocznych uliczek.
Zaledwo w pół godziny zdołano przywrócić porządek, zmącony zupełnie tym wypadkiem. Piotr de Craon skorzystał złośliwie z tej chwili, aby zwrócić uwagę księżnej Walentyny na to, że mąż jej, któryby był mógł przyśpieszyć dalszy pochód, wracając na swoję miejsce przy żonie, przedłużał mitręgę, jakby umyślnie, rozmawiając z królową i zatrzymując lektykę, która miała dać znak do puszczenia się w drogę. Księżna Walentyna starała się zbyć te słowa obojętnym uśmiechem, ale tłumione westchnienie mimowolnie zadało kłam temu uśmiechowi. Potem dodała głosem, w którym przebijało się wzruszenie:
— Dlaczego nie zrobicie tej uwagi sami J. Ks. Mości, jako jego powiernik, a nie mnie?.
— Uczyniłbym to chyba na wasz wyraźny rozkaz, księżno; powrót jego odjąłby mi przywilej, jaki mi nadaje jego nieobecność: przywilej opieki nad wami.
— Jedynym moim i rzeczywistym opiekunem jest pan mój, książę de Touraine, a ponieważ na mój rozkaz czekacie, Mości panie, to go wam daję. Idźcie powiedzieć księciu, że go proszę, aby raczył przybyć do mnie.