Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słyszę, rzekł Paweł gasząc światło; ktoś idzie.
— Patrz, mówiła Małgorzata chowając się z Pawłem za firanki, nie omyliłam się; to ona!...
W téj chwili drzwi otworzyły się, margrabina ubrana czarno, blada jak trup, weszła powoli i zamknęła drzwi na klucz, nie widząc ani Pawła, ani Małgorzaty; przeszła przez pokój i zbliżyła się do Acharda, tak jak się była zbliżyła do margrabiego.
— Kto tam? drżącym głosem zapytał starzec.
— Ja.
— Ty pani! zawołał z oburzeniem, po co przychodzisz do umierającego?...
— Przychodzę dobić z nim targu.
— Potępić mą duszę, nieprawdaż?