Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

próżno! mimowoli... Pawle!... przysięgam ci!... widziałam i słyszałam... tak! to nigdy nie wyjdzie z méj pamięci. Widziałam mego, ojca, bladego, wycieńczonego z sił, podniesionego i drżącemi usty wymawiającego słowa: pojedynek!... niewiara!... morderstwo!... na każde z tych słów, matka coraz bardziéj bladła; nakoniec, donośnym głosem, tak, aby przytłumić głos ojca, rzekła: „Nie wierz mu!... nie wierz mu!... kłamie... to szalony! nie wie co mówi... nie wierz mu!”... Pawle był to widok okropny... pot zimny płynął mi po czole... zemdlałam. — Nie wiem jak długo zostawałam w tym stanie; gdy przyszłam do siebie, pokój był ponury, dwie gromnice paliły się przy mym ojcu; poznałam, że wszystko już się skończyło!... Przez chwilę stałam nieruchoma, miotana naprzemian to boja-