Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otóż tak należy postępować, rzekł do nas. Jeżeli przypadkiem nie trafisz go od drugiego wystrzału, albo gdy strzelba nie wypali, pozostaje użyć bagnetu. Przy pierwszej sposobności pokażę wam, jak w tym razie działać wypada. Ale dość będzie na tę noc. A przytem niedźwiedzie powzięły wiadomość o wystrzałach, usłyszały już trzy, i więcej nie zejdą.
Nazajutrz powieźliśmy naszych niedźwiedzi do Pueblo San-Jose i sprzedaliśmy za 200 piastrów. Następującej nocy mieliśmy odbyć nasze pierwsze doświadczenie. Przypadek nie posłużył; niedźwiedź spuścił się o 15 kroków od nas. Tillier i ja staliśmy dość blizko siebie, dla udzielenia wzajemnej pomocy.
Niedźwiedź zatrzymawszy się przed trzciną, wspiął się na zadnich łapach, objąwszy przedniemi łapami pęk trzciny jak żniwarka snop zboża, i zaczął zajadać pochylając głowę, zbierając najmiększe wyrostki. W takiem położeniu odkrył nam swoje piersi. Kula ugodziła go powyżej łopatki, niedźwiedź zachwiał się i zatoczył w strumyk, usiłował powstać lecz nadaremnie. W przeciągu pięciu minut zaczął konać i zdechł wydając ryki tak przeraźliwe, że gdyby podanie było prawdziwe, toby były nadbiegły wszystkie niedźwiedzie Kalifornii.
Wciągu dnia i nie będąc zbyt zmęczeni, polowaliśmy na zwykłą zwierzynę, to jest: na kozy, zające i kuropatwy. Jelenie bywały tu rzadsze jak w okolicach Sonomy; ubiliśmy tylko jednego.
Na temże polowaniu w którem powaliłem jelenia, zabiłem także prześlicznego węża białego i niebieskiego;