Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnoży środki zarobkowania i że my znajdziemy zatrudnienie. Lecz omyliliśmy się; pogorzeli kupcy prawie wszyscy byli Amerykanami i użyto tylko Amerykanów do robót przedsięwziętych do naprawy.
Szukając nadaremnie pracy wszędzie i nie znalazłszy jej nigdzie, Tillier i ja postanowiliśmy naśladować przykład jednego z naszych ziomków, P. Hrabiego de Pingret, który został myśliwym, i który dzięki swej zręczności robi bardzo dobre interessa. Już poprzednio namawiał nas do tego stary Meksykanin z San Francisco, dawny strzelec polujący na niedźwiedzie i borsuki, nazwiskiem Aluna.
Umyśliliśmy zwierzyć się mu z naszego zamiaru, wyprawienia się na łowy i zapytać go, czy nie zechce z nami wspólnie należeć do tej spekulacyi. Przyjął tę propozycyę z wielką radością; chciał on najprzód obrać za cel naszej wyprawy okolice Maryposy i dolinę Tulares, w których najwięcej jest niedźwiedzi i borsuków; lecz prosiliśmy go ażeby miał wzgląd na nasze niedoświadczenie i dozwolił nam raczej polować na zwierzęta mniej drapieżne, jako to: daniele, jelenie, kozy, zające, wiewiórki, kuropatwy i synogarlice.
Aluna opierał się początkowo, lecz w końcu, ponieważ Tilleer i ja byliśmy głównymi członkami towarzystwa, przeto musiał się z nami zgodzić. Ułożyliśmy zatem że rozpoczniemy łowy w równinach górzystych, rozciągających się od Sonomy do jeziora Lacuna, i od dawnej osady rossyjskiej do Sacramento. Tillier i ja zaopatrzeni byliśmy w broń doskonałą, wypróbowaną przez nas na łowach w Sierra Nevada i w Passo del Pinto.