Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomocy lekarskiej. Ci, którym pożar zagraża, wolą pogorzeć jak posłać po fury do przewożenia.
A przytem wielka uprzejmość panuje w San Francisco, a nawet bardzo wielka; każdy ci chce dopomagać, każdy przykłada rękę do dzieła, i zadziwiającem jest jak ruchomości topnieją pod rękami które je przenoszą. Niepodobna wyobrazić sobie hałasu jaki Amerykanie w takich przypadkach sprawiają: biegają, kręcą się, wrzeszczą, wpadają do domów, rozbijają rzeczy i upijają się na zabój. Zresztą jak tylko dom zgorzeje, zanurzają narzędzia w jego popioły i nie tylko w kopalniach napotkasz najzapaleńszych poszukiwaczy złota.
Pośród palących się domów był jeden żelazny, sprowadzony z Anglii. Mniemano że żelazo oprze się ogniowi. Wszyscy zatem znosili tam swoje najkosztowniejsze ruchomości. Ale ogień nie zwykł żartować. Dostawszy się do domu żelaznego, otoczył go swemi płomieniami, lizał go swym palącym językiem i tak go ściskał namiętnie, że żelazo rozczerwieniło się, zaczęło trzesczyć, ściągać się podobnie jak drzewo sąsiednich domów, wreszcie z całego tego domu i ze wszystkiego co się w nim znajdowało, utworzyła się jakaś niekształtna klatka spłaszczona, z wystającemi narożnikami, tak dalece, że niepodobna było poznać, że to był dom niegdyś.
Pożar szerzył się od północy ku południowi i zatrzymał się dopiero w ulicy Kalifornii. Pożar trwał od 7 wieczór do 11 zrana; spaliło się 500 domów, a straty były nie obliczone. Wszyscy pierwsi kupcy winni i handlarze drzewem zostali zniszczeni. Początkowo sądziliśmy, że ten pożar po-