Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ność wicehrabiego, szczycącego się przyjaźnią króla.
Gdyby Andrea mogła go widzieć w tym powozie!
O Nicolinie nie pomyślał wcale.
Brat z siostrą rozmawiali w dalszym ciągu.
— Znów coś nowego! — zawołał nagle wicehrabia, wychyląjac się oknem i patrząc za siebie.
— Co takiego? — zapytała Chon.
— Koń arabski pędzi za nami!
— Jaki koń arabski?
— Ten, co go kupić chciałem!
— Kobieta jakaś na nim siedzi. Co za przepyszne stworzenie!
— O kim mówisz?... O kobiecie, czy o koniu?
— O kobiecie.
— Zawołaj na nią Chon; ciebie się mniej przestraszy, niżeli mnie. Dam jej tysiąc pistolów za araba.
— A co dasz za nią samą? — zapytała Chon z uśmiechem.
— Gotów jestem zrujnować się dla niej... Wołajże na nią!
— Pani! proszę pani! — zawołała Chon.
Ale młoda dama o czarnych wielkich oczach, otulona płaszczem białym, w nasuniętym na czoło szarym kapeluszu z długiemi piórami, przemknęła jak strzała bokiem drogi, wołając:
Avanti Dżerid! Avanti!
— Włoszka — szepnął wicehrabia — cudowna