Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młoda kobieta wzdrygnęła się.
— Acharacie drogi, byłam kiedyś obecną przy twych doświadczeniach ze zwierzętami, które na śmierć skazywałeś, niby dla dobra ludzkości. Zauważyłam wtedy, iż skracałeś im męki za pomocą kropli trucizny, działającej z błyskawiczną szybkością, zauważyłam, że niewinne stworzenia padały natychmiast nieżywe prawie bez bólu. Acharacie...
Zatrzymała się chwilę.
— Cóż dalej, Lorenzo?
— Zrób to dla mnie, co czynisz dla zwierząt, zabij mnie, błagam cię o to na kolanach, a pożegnam cię z uśmiechem wdzięczności na zamierających ustach, zaklinam cię na pamięć matki twojej, na wszystko, co możesz mieć świętego na ziemi i w niebie, zabij mnie! uczyń to dla mnie — zabij mnie!...
— Lorenzo, na litość boską — jęknął Balsamo, chwytając w objęcia młodą kobietę — szaloną jesteś?... Ja miałbym cię zabić? Ja miałbym zgładzić miłość moją, życie moje, anioła mojego?...
Lorenza wyrwała mu się z objęć i padła na kolana.
— Nie wstanę — wołała — dopóki nie uczynisz tego, o co cię błagam. Wyświadcz mi tę wielką łaskę: uśpij mnie na wieki!
— Lorenzo, na Boga, dlaczego tak ranisz mi serce? Więc aż do tego stopnia czujesz się nieszczęśliwą, więc aż tak dalece mnie nienawidzisz?
— Nienawidzę niewoli i przymusu, a ty za-