Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mknąłeś mię tutaj, nienawidzę cię! strasznie nienawidzę!
— A ja kocham cię nad życie i nauczę cię kochać życie.
— Nie, nie, to niemożebne, ja kocham śmierć tylko!
— Dziecko moje, miej litość.
— Śmierć lub życie! — krzyknęła Lorenza, nieprzytomna z rozpaczy — dziś lub nigdy! odpowiadaj co mi dasz, śmierć, czy życie?
— Życie, Lorenzo, życie.
— Zatem wolność.
Balsamo milczał.
— Więc śmierć, śmierć za pomocą trucizny, podanej podczas uśpienia. O!... uczyń to, uczyń koniecznie.
— Życie i cierpliwość, Lorenzo.
Zaśmiała się strasznym śmiechem, cofnęła się w tył, wyciągnęła z kieszeni cienki sztylet i z szybkością błyskawicy zagłębiła go w piersiach.
Balsamo krzyknął przeraźliwie: rzucił się ku niej i wyrwał jej sztylet z ręki, zanim zdołała zadać drugi cios. Pasując się z nią, zranił się sam w dłoń.
Trwało to sekundę zaledwie, złożył nieszczęśliwą na łóżku i wyciągając ku niej zakrwawioną rękę, zawołał:
— Śpij, Lorenzo, śpij, rozkazuję ci!
— Nie! nie! — szepnęła Lorenza — gdzie sztylet? nie będę spała! nie!...