Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz nie będę zamkniętą, będę miała ogród, będę mogła odetchnąć powietrzem, przejdę się choć po cmentarzu. Panie, złożę ci przysięgę jaką zechcesz, ale pozwól mi iść do klasztoru. Balsamo — błagam cię!...
— Lorenzo!.. Lorenzo!... nie możemy się rozłączyć, nie żądaj tego, co przechodzi poza granicę tego domu.
— Nie chcesz więc? — spytała przygnębiona.
— Nie mogę.
— Czy to ostatnie słowo?...
— Ostatnie i nieodwołalne.
— Mam jeszcze jednę prośbę — rzekła z uśmiechem.
— O!... skarbie mój, uśmiechaj się, uśmiechaj, mój aniele, za tym uśmiechem poszedłbym w ognie piekielne!...
— Powiedziałeś przed chwilą, iż nadejdzie dzień, w którym będę wolną i szczęśliwą.
— Przysięgam ci, że czekam tego dnia z równą, jak ty, niecierpliwością.
— Balsamo, mogę nią być natychmiast!... — rzekła ze słodyczą. — Jestem bardzo wyczerpana, jestem bardzo a bardzo słaba, widzisz, tyle cierpiałam!... przyjacielu drogi, słuchaj mnie: od ciebie zależy, aby dzień dzisiejszy był dniem mego szczęścia.
— W jaki sposób? — spytał zmęczony Balsamo.
— Otóż...