Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dam ci towarzyszkę młodą i kochającą, wesołą i uśmiecniętą, przyjm, co ci ofiaruję.
— A!... odgadłam cię nareszcie!... przyprowadzisz kobietę i powiesz jej: „na górze jest warjatka, biedna dziewczyna!... młoda i piękna!... Pilnuj jej pani, gdy biedaczka umrze, zapłacę ci sowicie.
— O!... Lorenzo! Lorenzo!... — szepnął Balsamo.
— Możem się omyliła?... — ciągnęła ironicznie młoda kobieta — ach! wiem nareszcie, co zamyślasz, panie hrabio; kobiecie tej powiesz zapewne: miej się na baczności, ta biedaczka jest furjatką, pilnuj jej i zdawaj mi sprawę z jej postępowania. Złoto cię nie kosztuje, możesz płacić niezmiernie hojnie.
— Lorenzo!... nie wiesz, co mówisz doprawdy, nie zasłużyłem na takie posądzenie. Nie pojmujesz, że, dając ci towarzyszkę, narażam się okropnie wszak i ona może wyśledzić tajemnice moje, a jednak uczynię to, aby cię rozerwać.
— Mnie rozerwać!.. Boże Wszechmogący!... ratuj mnie!... — wołała nieszczęśliwa, załamując dłonie i śmiejąc się, jak szalona.
Balsamo drgnął, śmiech ten wstrząsnął nim do głębi.
— Lorenzo, miej cierpliwość, zobaczysz, że będziesz szczęśliwą.
— Pozwól mi iść do klasztoru.
— Do klasztoru!...
— Będę się tam modliła za siebie i za ciebie,