Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dząc, zatrzasnął je za sobą i Gilberi otworzyć ich nie mógł.
Wszedł tedy do pokoju Nicoliny, która, na odgłos dzwonka, co tchu biegła z ogrodu.
— Idę, idę, w tej chwili, tylko drzwi zamknę, panienko.
W istocie zamykała drzwi, a przez roztargnienie wyjęła klucz z zamku i włożyła go do kieszeni.
Tracąc nadzieję wydostania się drzwiami, Gilbert zbliżył się do okna; było zakratowane; wsunął się tedy w kąt pokoju i obmyślał sposoby wydostania się na wolność.
Nicolina tymczasem, rozbierając swą panią mówiła, że, lękając się o kwiaty, aby im chłód nocny nie zaszkodził, poszła pozamykać okna cieplarni.
Głos pokojówki drżał trochę i wprawne ucho mogło niejedną w nim fałszywą usłyszeć nutę, ale Andrea nie zwracała wcale uwagi na rozmowy lub postępki służby, bo nie potrafiłaby zaprzątać sobie głowy tem, czem zajmuje się gawiedź kuchenna.
Nicolina, rozebrawszy panią, położyła ją do łóżka, starannie okryła kołdrą, powiedziała najsłodszym, na jaki zdobyć się mogła, głosem „dobrej nocy“, i wyszła na palcach z pokoju.
Wychodząc, zamknęła za sobą drzwi oszklone, przeszła przez swój pokój i nucąc coś zcicha, skierowała się co prędzej do drzwi ogrodu. Gilbert chciał przesunąć się za nią, ale zmiarkował, że nie patrafi wyjść niepostrzeżenie, jeśli zaś Nicolina nagle go zobaczy, weźmie na pewno za złodzieja, narobi ha-