Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skając wilgotną rękę dziewczyny w swych szerokich dłoniach — nie rozumiałem! Wiec zgadzacie się?...
— Przeciwnie, Ludwiku, dziękuję ci. Niepotrzeba? Niepodobna, ażebym nie odebrała od niego listu jutro rano.
— Listu od niego? — odezwał się żywo Pitoux.
I zamilkł, jakby z niepokojem oglądając się dokoła.
— No tak, listu od niego — rzekła Katarzyna, szukając przyczyny, która mogła tak zaniepokoić cichą dusze jej towarzysza.
— Listu od niego? do licha! — powtórzył Pitoux — gryząc sobie paznogcie, jak człowiek zakłopotany..
— Ależ tak... listu od niego. Cóż widzicie w tem dziwnego, żeby do mnie napisał, skoro wiecie wszystko, lub — dodała ciszej — prawie wszystko?...
— Nic dawno mi, by on do was napisał... Gdyby mnie było wolno pisać do was, oj! pisałbym, i to bardzo długie listy; ale obawiam się...
— Czego, mój przyjacielu?
— Ażeby list pana Izydora nie dostał się do rąk waszego ojca.
— Mojego ojca?
Pitoux potrójnie potwierdził głową.
— Jakto! mojego ojca? — zapytała Katarzyna coraz bardziej zdziwiona. — Czyż ojciec nie jest w Paryżu?
— Ojciec jest tu, na folwarku, w pokoju obok. Tylko pan Raynal zakazał mu wchodzić do waszego pokoju, z powodu maligny, jak powiedział, i zdaje się, że dobrze zrobił.
— Dlaczego dobrze zrobił?
— Dlatego, że pan Billot nie zdaje mi się być zwolennikiem pana Izydora, i że skoro raz tylko usłyszał, jakoście wymawiali to imię, skrzywił się niepomału, mogę was upewnić szczerze...
— Mój Boże! mój Boże! — wyrzekła Katarzyna cała drżąca — co wy mówicie, panie Pitoux?.
— Mówię prawdę... Słyszałem nawet, jak cedził miedzy zębami: „To dobrze, to dobrze, nie powiem nic dopóki chora... ale potem zobaczymy!“