Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W dziesięć minut potém, pokazał się znowu, navaja powróciła do pochwy, a w rękach jego nie było ani śladu uszu.
Szukał nadaremno: żartobliwy staruszek położył się w jakiemś Pandoemonium, niewidzialnem oku podróżnego, i spał zapewne o téj godzinie snem jaki łotry wykraśdź potrafili sprawiedliwemu.
Gdym tutaj przybył, wytłumaczono mi taktykę lokai przy oberżach hiszpańskich, taktykę, jaka powiedzieć trzeba, nie była szczególnie właściwą mosso w żółtych spodniach.
Oto jest taktyka.
Podróżni, po wieczerzy, idą na spoczynek o godzinie jedenastéj.
Wyjeżdżać mają o godzinie trzeciéj.
Żeby ich obudzić o trzech kwadransach na trzecią, — proszę uważać dobrze, — potrzeba żeby mosso, bądź w spodniach żółtych, bądź w spodniach innego koloru, bądź nawet w pantalonach, wstał o dwadzieścia pięć minut na trzecią.
— Zgadzasz się pani na to, nie prawdaż?
Lokaj zaś dla wzięcia się do usług, musi wstać zupełnie o godzinie piątéj.
Odbywa on robotę na jutro, od godziny jedenastéj do północy. O północy budzi podróżnych; obudziwszy zaś podróżnych, idzie spać na poddasze w nieznajomym zakątku, gdzie zgryzota sumienia