Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/614

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powiedz mi nazwisko tego szlachetnego przyjaciela — rzekł król — abym mu wieczną wdzięczność zachował, czy powiedzie mu się lub nie.
— D‘Artagnan, Najjaśniejszy Panie, ten sam, który o mało nie ocalił cię, kiedy tak nie w porę wszedł pułkownik Harrison.
— Doprawdy, jesteście ludźmi nieocenionymi! — mówił król — gdyby mi opowiadano coś podobnego, nigdybym nie uwierzył.
— A teraz, wysłuchaj mnie, Najjaśniejszy Panie. Nie zapominaj ani na chwilę, że czuwamy nad twojem ocaleniem, badaj, słuchaj, rozbieraj najmniejszy gest, śpiew, znak, pochodzący od tych, co zbliżać się będą do ciebie, niech nic uwagi twojej nie ujdzie.
— O!... kawalerze!... — zawołał król. — Kawalerze, połóż twą rękę na dłoni mojej... jest to dłoń przyjaciela, który kochać cię będzie do ostatniego tchnienia.
Aramis chciał ucałować tę rękę, lecz król pochwycił dłoń jego i złożył ją sobie na sercu.
W tej chwili, nie zastukawszy nawet do drzwi, wszedł jakiś człowiek; Aramis Chciał rękę usunąć, król ją zatrzymał.
Wchodzący był jednym z purytanów, pół ksiądz, pół żołnierz, jakich dużo namnożyło się przy Cromwellu.
— Czego żądasz, mój panie?... — zapytał król.
— Wszyscy ludzie są braćmi — odrzekł purytanin. — Skoro więc jeden z braci moich ma umrzeć, przychodzę przygotować go na śmierć.
— Dość tego — odezwał się Parry — królowi na nic się nie przydadzą wasze kazania.
— Najjaśniejszy Panie — szepnął Aramis — ostrożnie z nim, to niezawodnie jakiś szpieg.
— Po przewielebnym doktorze biskupie — rzekł król — wysłucham cię, panie, z przyjemnością.
Odszedł człowiek z zezowatemi oczami, nie omieszkawszy z wielką pilnością przypatrzeć się Juxonowi, co bynajmniej nie uszło uwagi króla.
— Kawa’erze — rzekł on, gdy drzwi się już zamknęły — sądzę, iż miałeś słuszność, człowiek ten przyszedł ze złemi zamiarami: wychodząc stąd miej się na baczności, aby nie spotkało cię nieszczęście.
— Dziękuję Waszej Królewskiej Mości — odparł Ara-