Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/603

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedział pan d’Estourville, lecz chodźmy, nie tu zapewne znajdziemy czego szukamy.
I oddalili się.
Blanka klękła i wyciągnąwszy ręce, miała wielką chęć zawołać: Mój ojcze, mój ojcze, ja tu jestem! lecz wspomnienie na pana d’Orbee, na nikczemno zamiary pani d’Etampes i rozmowę wysłuchaną przez Askania, powściągnęło jej dziecięce przywiązanie. To uczucie nie odezwało się nawet przy powtórnych odwiedzinach prewota zwłaszcza, iż był w towarzystwie obrzydliwego d’Orbeca.
— Szczególny posągi wygląda jak dom; — rzekł hrabia zatrzymawszy się przed Marsem. Jeżeli zima go nie zniszczy, jaskółki ulepią, w nim gniazda na wiosnę.
Tegoż poranku, w którym głos nienawistny wzbudził trwogę w Blance, Askanio przyniósł jej list od Celliniego:
„Moje dziecię muszę odjechać, lecz bądź spokojną, wszystko urządziłem co potrzeba do twojego oswobodzenia i zapewnienia ci szczęścia. Słowo królewskie jest dla mnie rękojmią dobrego skutku, wszak wiesz dobrze, że król nigdy nie złamał raz danego słowa. Ojciec twój także oddala się z Paryża, Nie troszcz się więc. Miałem czas do ułożenia planów moich. Z tem wszystkiem powtarzam ci droga córko, choćbyś przestąpiła próg