Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/594

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zarzekajcie chwilę — rzekła wzruszonym głosem.
I na progu domu, który opuszczała ponieważ on nie zapewniał bezpieczeństwa jej niewinności i cnocie, przyklękła i modliła się.
Modlitwa jej była tylko Bogu wiadomą, lecz bezwątpienia błagała o przebaczenie dla ojca, iż zmusił ją do podobnego kroku.
Poczem powstała spokojna, i wzmocniona poszła dalej za Cellinim.
Askanio z sercem wzruszonem, szedł za nimi przypatrując się wzrokiem kochanka jej białej sukni, odznaczającej się w ciemności.
Tak przebyli ogród wielkiego Nesle; śpiewy i śmiechy robotników wieczerzających (gdyż wiadomo, że ucztowano w zamku), dochodziły aż do naszych przyjaciół, niespokojnych i drżących jak zwykle bywa w chwilach stanowczych.
Stanąwszy u podnóża posągu, Benvenuto zostawił na chwilę Blankę, wszedł do giserni i wkrótce ukazał się z drabiną, którą przystawił do olbrzymiego kolosu.
Księżyc oświecał tę scenę bladawym blaskiem; mistrz umocowawszy drabinę, ukląkł przed Blanką.
Najtkliwszy szacunek łagodził potęgę jego wzroku.