Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/595

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moje dziecię — rzekł do dziewicy, obejmij rękami moją szyję i trzymaj się mocno.
Blanka w milczeniu spełniła zlecenie, a Benvenuto uniósł ją jak piórko.
— Niech brat — rzekł do zbliżającego się Askania, dozwoli ojcu przenieść tam wysoko swoją najdroższą córkę.
I silny złotnik, obciążony drogim ciężarem, zaczął wstępować po szczeblach drabiny z taką łatwością, jakby niósł piórko.
Blanka oparłszy śliczną swą głowę na ramieniu mistrza, przypatrywała się przez zasłonę męskiemu i dobrotliwemu obliczu swojego wybawcy, czuła się ona przejętą dla niego tem dziecięcem zaufaniem, którego, niestety, dotąd nie doznawała nigdy.
Co do Celliniego, wola tego żelaznego człowieka tak była silną, że unosząc tę, dla której przed dwoma godzinami życie by poświęcił, obecnie tak dalece stał się umiarkowanym, że ręka mu nie zadrżała, serce silniej nie zatętniało i żaden z muskułów stalowych niezadrgał.
Rozkazał sercu aby było spokojne i serce stało się posłusznem woli jego.
Doszedłszy do szyi posągu, otworzył małe drzwiczki, wszedł wewnątrz głowy Marsa i tam złożył Blankę.