Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ponieważ pan jesteś człowiekiem rozsądnym i już pewnie przedsięwziąłeś wszelkie środki ostrożności, pozostanie ci, panie Georgio, po mojej ucieczce pociecha, że nic nie będziesz miał sobie do wyrzucenia i że niczego nie zaniedbywałeś, ażeby mnie zatrzymać. A teraz, co pan mówisz o tem biodrze? gdyż wiem, że jesteś lubownikiem sztuki.
Tyle pewności przywodziło do rozpaczy biednego komendanta.
Jego więzień dręczył go coraz bardziej; z tego to powodu zesmutniał, stracił apetyt i drżał co chwila jak człowiek, którego nagle ze snu budzą.
Jednej nocy Benvenuto usłyszał wielki zgiełk na tarasie, potem zgiełk ten doszedł do jego korytarza, nareszcie ucichł przy jego drzwiach.
Wtedy drzwi otworzyły się i ujrzał pana Georgio w szlafroku i szlafmycy, w towarzystwie czterech stróżów i ośmiu żołnierzy; gubernator przystąpił do jego łóżka ze zmienioną twarzą.
Benvenuto usiadł na materacu i roześmiał mu się w oczy.
Gubernator nie zważając na ten śmiech, odetchnął jak nurek, co nad wodę wypłynął.
— A! — zawołał — Bogu niech będą dzięki, jest jeszcze! Słusznie mówią, że snom wierzyć nie trzeba.
— Cóż to się stało? — zapytał Benvenuto