Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cellini — jakiej że szczęśliwej okoliczności winienem przyjemność widzenia pana o tej godzinie?
— Chryste Jezu! nic się nie stało i na strachu się tylko skończyło. Śniło mi się, że te przeklęte skrzydła już ci urosły, ale to skrzydła ogromne, na których unosiłeś się swobodnie po nad zamkiem Świętego Anioła, mówiąc mi: Bywaj zdrów kochany gubernatorze, bywaj zdrów! nie chciałem oddalić się bez pożegnania z tobą; odlatam, więc do przyjemnego nie zobaczenia się więcej.
— Jakto! ja ci to mówiłem, panie Georgio?
— To były twoje własne słowa... A! Benvenuto, urodziłeś się na moje nieszczęście.
— O! spodziewam się, że nie masz mnie pan za takiego grubianina. Na szczęście, to było tylko snem, gdyż inaczej nigdybym ci tego nie przebaczył.
— Lecz chwała Bogu! nic się nie stało. Trzymam cię, kochany przyjacielu, i chociaż wyznać muszę, że twoje towarzystwo nie jest mi najprzyjemniejszem, spodziewam się jednak długo cię mieć jeszcze.
— Wątpię bardzo — odpowiedział Benvenuto z tym uśmiechem pełnym zaufania, który do wściekłości jego gospodarza przywodził.
Gubernator wyszedł, odsyłając Benvenuta do