Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/508

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A cóż to był za jeden — odezwała się Pulcheria, ten piękny chłopiec, który od czasu jak tu jestem z dziesięć razy pukał do bramy, a ja mu zawsze zamykałem drzwi przed nosem.
— Piękny chłopiec! co się znowu tobie przywidziałało moja droga, tu bywa pan d’Orbec.
Tak teraz przypominam sobie: może Askanio chciałaś powiedzieć. Askanio, wszak go pan znasz? ten chłopczyk, który ci życie ocalił. On tu był i odniósł sprzączki do trzewików, które mu dałam do naprawy... lecz to przecie nie jest młodzieniec tylko uczeń... drugi raz moja droga włóż na nos okulary, kiedy nie umiesz rozróżnić ludzi.
— Dość tego — przerwał surowo prewot. — Jeżeliś zawiodła zaufanie moje mościa Perrino, przysięgam, iż ci to bezkarnie nie ujdzie! Pójdę sam do Benvenuta, Bóg wie jak mnie przyjmie ten włóczęga włoski, lecz zmuszony jestem do tego kroku.
Benvenuto przyjął prewota nadspodziewanie uprzejmie. Uważając jego krew zimną, otwartość i przyzwoite obejście, pan d’Eustourwille nie śmiał nawet napomknąć o powziętem podejrzeniu. Mówił tylko, że córka jego niebacznie przestraszona uciekła; że pomimo wiedzy Benvenuta może szukała schronienia w wielkim pałacu Nesle — albo