Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej nie widziałam o zwykłej godzinie (bo drogi anioł najwcześniej wstawał) poszłam więc ją przebudzić, zastukałam do drzwi zrazu z lekka, potem silniej, lecz gdy nie odezwała się, weszłam. Nie było nikogo! Łóżko nawet nie było rozebrane. Wtedy zaczęłam wołać, krzyczeć, straciłam głowę... i ty panie dziwisz się, że płaczę...
— Mościa Perrino — odezwał się ostro prewot, przyznaj się czyś kogo nie przyjmowała w mojej nieobecności.
— Ja! otóż znowu coś nowego! — odpowiedziała Perrina z zadziwieniem, usiłując ukryć przykre wrażenie, jakie w niej to zapytanie wywołało. Czyliż pan nie zabroniłeś tego, wiesz dobrze przecie, iż zawsze byłam posłuszną, być może nawet zbyt uległą... Ja bym miała kogo przyjmować... niech mi kto dowiedzie...
— Naprzykład Benvenuto, który się ośmielił powiedzieć, iż mu się moja córka spodobała, czy nie usiłował przekupić ciebie?
— Wstydź się pan podobnej myśli... czyliż mnie nie znasz! o łatwiej by mu było dostać się na księżyc, niż do nas.
— A więc nigdy nie przyjmowałaś tu mężczyzny, młodzieńca.
— Młodzieńca! sprawiedliwe nieba! czemu lepiej nie powiesz pan dyabła!