Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On tego nie dostrzegł niewdzięcznik. Nic nie ujdzie przed wzrokiem kobiety; tak przyznaję, iż mocno cierpię. Utracam ciebie, lecz ta myśl znów mnie pociesza, iż mogę ci stać się użytecznym; będziesz mi winna wszystko i to mnie uszczęśliwi. Omyliłeś się Askanio; moja Beatricza zazdrosna i nie chce mieć współzawodniczki; ty Askanio dokończysz posągu Heby. Zegnam cię moje najpiękniejsze marzenie! a może ostatnie.
Benvenuto mówił z wysileniem, głosem szybkim i urywanym.
Blanka nachyliwszy się ku niemu, ujęła go za rękę i rzekła ujmującym głosem.
— Płacz, mój przyjacielu, płacz...
— Tak masz słuszność — odpowiedział Cellini i zaniósł się od łkania.
Przez czas niejaki stał płacząc w milczeniu, ulegając wewnętrznym wstrząśnieniom; jego silna budowa doznała ulgi w wylaniu potoku łez długo wstrzymywanych. Askanio i Blanka z poszanowaniem przyglądali się tej głębokiej boleści.
W dniu, w którym ciebie zraniłem Askanio, w tej chwili gdy ujrzałem krew twoję, po raz pierwszy od lat dwudziestu łzy roniłem — rzekł Benvenuto przyszedłszy do siebie; — obecnie dosięgnął mnie cios dolegliwszy, tak, że przed chwilą stojąc za drzewem, powziąłem myśl przebić się