Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Benvenuto! — zawołał Askanio nie zdoławszy się jeszcze odwrócić ku niemu.
Blanka wydała okrzyk i powstała szybko.
Askanio patrzał na swego mistrza miotany gniewem i przyjaźnią.
— Tak, to ja, Benvenuto Cellini — odpowiedział złotnik; ja, którego pani nie kochasz, ja którego przestałeś kochać Askanio, a jednak pragnę was ocalić.
— Co mówisz!
— A naprzód należy się nam porozumieć. Nic się już od was nie dowiem, bo słyszałem rozmowę waszą. Przebaczcie mi, iż was podsłuchałem przypadkiem, lecz to lepiej się stało. Wprawdzie rozmowa wasza zasmuciła mnie głęboko, lecz zarazem stała się pożyteczną. Askanio mówił czasem słusznie lecz też i mylnie. Przyznaję, że byłbym toczył z nim walkę o pozyskanie ręki pani. Lecz ponieważ go kochasz, nie mam nic do nadmienienia; bądźcie szczęśliwi; on zabronił ażebyś mnie kochała, a ja zmuszę cię do tego gdy wa- połączę.
— Drogi mistrzu! — zawołał Askanio.
— Pan cierpisz — rzekła Blanka składając ręce.
— O dzięki ci pani — rzekł Benvenuto, którego oczy łzy zwilżyły. Ty poznałaś, że cierpię.