Strona:PL Dumas - Benvenuto Cellini T1-3.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Teraz niestety — rzekł dalej — zmierzyłem przestrzeń rozdzielającą nas. wiadomo mi, że jesteś szczęśliwą oblubienicą szlachetnego hrabi.
— Szczęśliwą! — przerwała Blanka z gorzkim uśmiechem.
— Jakto! niekochasz hrabiego, wielki Boże! O mów nie jestże on ciebie godzien?
— Jest bogaty, wiele mogący; lecz czy widziałeś go?
— Nie, i lękam się o niego zapytać. Wreszcie nie wiem dla czego, lecz byłem pewien, iż musi być młody i piękny, gdyż się tobie podobał.
— On jest starszy od mojego ojca, on mnie przestrasza — odpowiedziała Blanka, skrywając twarz w rękach z poruszeniem odrazy, której już nie była panią.
Askanio, owładnięty radością padł u nóg Blanki, blady, z rękami złożonemi, z oczami na wpół zawartemi, lecz spojrzenie promieniejące z pod jego powiek i ten uśmiech tak piękny zdolny rozweselić samego Boga. zniknęły na jego bezbarwnych ustach.
— Co tobie jest Askanio? — rzekła przerażona Blanka.
— Co mi jest! — odrzekł młodzieniec, znalazłszy w nadmiarze radości śmiałość, którą go zrazu